Jak wiesz dziś w Polsce świętujemy Tłusty Czwartek. Żeby nie było tak normalnie, musiałam coś z tej okazji wymyślić. Podjęłam więc wyzwanie rzucone przez Martę, autorkę bloga Francuska Bombonierka. I niestety poległam na całej linii.
Początkowo wszystko wydawało się być w porządku. Mąkę migdałową zrobiłam sama (migdały zostały mi z ostatnich babeczek) – pomyślałam „łatwizna”…
Nawet mierzenie temperatury, ubijanie piany i dodawanie syropu (wszystko jednocześnie za pomocą tylko 2 rąk) obyło się bez strat. Pierwsze załamanie nastąpiło gdy przyszło mi gotową masę wyłożyć na papier- okazało się, że moja szpryca jest, delikatnie mówiąc, do niczego.. Ostatecznie wykładałam wszystko łyżką. Jakoś się udało:
Ciasto czekało na załadowanie do piekarnika a w tym czasie nawet ogarnęłam wszystkie gary i cieszyłam się (głupia ja…), że tak dobrze mi idzie. Zaglądałam od czasu do czasu i coraz bardziej nie podobał mi się kolor produktu.. a wg przepisu powinny jeszcze parę minut posiedzieć w ciepełku.. no nic, wyciągnęłam… i już wiedziałam, że kremu z przepisu Marty nie ma co robić – przecież to nawet nie przypomina docelowego produktu! Spójrzcie sami:
A teraz spójrz do Marty, co chciałam otrzymać: KLIK. Zabawimy się w „znajdź 3 różnice”? Co dziwne, w smaku były całkiem niezłe. Mąż stwierdził, że mogę kiedyś zrobić drugie podejście do tematu. Oczekuj więc za jakiś czas kolejnej relacji – mam nadzieję, że tym razem pójdzie lepiej 😉
21 odpowiedzi
Liczą się dobre chęci (i smak) ;)!
p.s. Dlatego sobie odpuściłam ten przepis 😛
Dzięki za słowa otuchy 😉
A ja mu nie podaruję i jeszcze kiedyś się z nim zmierzę!
Echhhh 🙂 Dla mnie takie rzeczy nie są porażką tylko codziennością 😉 Rzadko kiedy mi wychodzi dobrze gotowanie i pieczenie (a już za pierwszym razem.. prawie nigdy :D) Ale na pewno praktyka czyni mistrza, czekam jednak na relację z udanych makaroników, okraszoną zdjęciami :))
A ja właśnie do tej pory miałam tak, że pierwszy raz zawsze mi wychodził- bo robię z przepisem. A później próbuję coś "ulepszać" albo coś inaczej zrobię i już mi nie wyjdzie tak dobrze. Szczególnie drugi raz mi nie wychodzi- nawet się z mężem śmiejemy, że to "klątwa drugiego razu" ;-D
Najważniejsze, że smaczne! 🙂 a poza tym, wyglądają smakowicie, po co porównywać do oryginału 😉
Niby tak, ale jednak ten oryginał taki ładny… 😉
Ula! Strasznie mi przykro! Ale nie mów, że nie ostrzegałam 😉 Mi wyszły bardzo podobnie za pierwszym razem… I za drugim i trzecim też 😀 Odmierzyłaś dokładnie wszystkie proporcje? Te jeszcze przed upieczeniem wyglądają na dość płynne, po wyciśnięciu na blachę nie powinny sie rozlewać. Powodzenia przy kolejnych próbach!! 🙂
Sprawdziłam i masz rację, to moja wina!!!!! Zamiast 130g napisałam 30, nie mogło wyjść!!! Bardzo przepraszam!
Dobrze, że trafiło na mnie- ktoś inny by Cię może sklął za pomyłkę 😉
A odmierzałam dokładnie wszystko- nawet mama się ze mnie śmiała jak ważyłam białka i ciągle miałam za dużo 😉
Moje pierwsze (i jak na razie ostatnie) podejście wylądowało w całości w koszu 🙂 Ale miałam przepis do bani. Kiedyś na pewno spróbuję jeszcze raz 🙂
No u mnie wszystko nie, ale też większa część w koszu- bo jeszcze do tego wszystkiego poprzywierały do papieru i nie dało się oderwać bez strat 😉
Ciekawe ile podejść mi zajmie ich przygotowanie 😀
Uda Ci się za pierwszym razem- teraz już proporcje w przepisie są dobre 😉
Praktyka czyni mistrza. Czasami trzeba coś 'przerobić' kilka razy, żeby w końcu udało się, ale jeśli w smaku były dobre, to jest równoznaczne z tym, ze udało się 🙂
To fakt, dlatego nie byłam mocno zdziwiona, że mi nie wyszło za pierwszym razem 😉
Oh, ja miałam dosłowny francuski tłusty czwartek w tamtym roku! Chociaż oni obchodzą Mardi Gras, czyli tłusty wtorek. Kiedy moja francuska "teściowa" dowiedziała się, że w Polsce świętujemy 5 dni wcześniej zrobiła całe mnóstwo francuskich faworków, które różniły się od polskich trochę. Jedliśmy je aż do wtorku, czyli wszystko się zgadzało :)))
O widzisz, to fajną masz teściową 😉
Ula, dzielna kobieta z Ciebie! Ja jeszcze nie tykam się makaroników, myślę, że to nie na moją cierpliwość. Zresztą.. no nie wiem… nie zachwycam się francuskimi makaronikami AŻ TAK, nie kuszą mnie wystarczająco 😛 Ale ale.. wiesz, że w Alzacji macarons to zupełnie inne ciasteczka? (http://www.maison-alsacienne-biscuiterie.com/catalogue/macarons-noix-coco/) te uwielbiam 😀
Na jednym z filmików, jakie oglądałam już po mojej porażce, na którym pokazywali jak robić macarons, zaznaczyli różnicę między tymi dwoma rodzajami makaroników 🙂 Chodzą mi po głowie jako następne w kolejce do zrobienia 😉
W takich sytuacjach zawsze przypomina mi sie dowcip o Jasiu:
Pani nauczycielka zadala dzieciom prace domowa nt kim chce byc w przyszlosci i dlaczego. Malgosia odpowiedziala:
– Ja chce byc lekarzem, bo chce pomagac chorym!
– Wspaniale Malgosiu, a ty Marku?
Marek powiedzial:
– Chcialbym byc strazakiem, zeby ratowac ludzi!
– To bardzo szlachetne Marku, a ty Jasiu?
– Ja chcialbym zostac zulem.
Zaskoczona nauczycielka pyta:
– Dlaczego??
– Bo zul siedzi na lawce caly dzien, pije i nic nie robi.
25 lat pozniej Jasiu stoi w swoim pieknym, eleganckim biurze, na ostatnim pietre wiezowca, ktory caly nalezy do niego, patrzy na swoj helikopter, w dol na swoja limuzyne i mysli:
– Kurcze, gdzie popelnilem blad?
Tak mi sie jakos przypomina to zdanie w podobnych sytuacjach ;))
Chyba jakiś dziwny tydzień- drugi raz "słyszę" ten kawał w odstępie kilku dni 😉
Komentowanie zostało wyłączone.