Zastanawiasz się czasem jaki jest Paryż w rzeczywistości? Opinie, jakie o nim krążą, są naprawdę różne i czasem bardzo skrajne. Od pełnych zachwytu peanów na jego cześć do opinii bardzo negatywnych ze względu na panujący wszędzie (podobno) brud i smród. Dziś możesz przeczytać relację Sylwi z bloga O północy w Paryżu, która specjalnie dla Ciebie spisała swoje wrażenia i spostrzeżenia z dwóch podróży do miasta miłości jakie odbyła z mężem na przestrzeni ostatnich 3 lat.
Paryż, na który czekałam
Paryż, na który nie mogłam się doczekać to Paryż artystów i w ogóle ludzi, których miasto niegdyś przyciągało jak magnes i którzy na jego tle wybili się w swojej dziedzinie. Marzyłam, żeby z bliska zobaczyć obrazy, które oglądałam dotychczas w albumach albo postawić stopę w pokoju gdzie „x” lat temu przebywał jakiś malarz. Dlatego byłam zachwycona muzeum Orsay, bo mogłam napawać się impresjonistami i na przykład zdziwić się, że skandaliczny niegdyś obraz „Śniadanie na trawie” Edouarda Maneta jest taaaki duży.
W ogrodach Tuileries, w muzeum Orangerie, zobaczyłam w końcu słynne nenufary Moneta oraz kolekcję obrazów marszanda Guillaume’a. Musée Marmottan Monet w zacisznym miejscu XVI dzielnicy ucieszyło mnie z powodu braku tłumu. Tutaj przyjrzałam się z bliska obrazowi Moneta „Impresja wschód słońca„, od którego to właśnie tytułu powstała nazwa całego nurtu malarskiego. Z kolei w Muzeum Picassa, które nota bene niedawno zostało odrestaurowane, mój mąż bardzo martwił się „czy on na pewno potrafił malować?”. Innymi zacisznymi muzeami, które udało nam się zwiedzić i które polecam są: Musée Delacroix, ostatnie miejsce gdzie malarz mieszkał i pracował, Muzeum Montmartre – z ogrodem Renoira i odtworzonym Atelier Suzanne Valadon oraz Muzeum Romantyzmu przy rue Chaptal z pamiątkami po George Sand. We wszystkich tych trzech miejscach – kiedyś czyichś domach – usłyszymy jak trzeszczy podłoga pod nogami. I to mi się podobało!
Poza tym przedreptaliśmy uliczki Montmartru wzdłuż i wszerz za dnia i prawie nocą (w Paryżu późno zmierzcha). Daliśmy szanse Wieży Eiffela zaświecić się na naszych oczach; za to później wracając przez pole Marsowe do metra nie daliśmy się namówić na pseudo szampana mimo, że Pan biegł za nami z wiaderkiem wypełnionym wodą i butelkami, a cena co krok spadała o kilka euro. Do wielu jeszcze miejsc się udaliśmy, a i wciąż wielu nie zdążyliśmy jeszcze zobaczyć. Na koniec pobytu udało nam się jeszcze przeziębić jadąc w otwartych wagonikach z normandzkiego miasteczka Vernon do Giverny w celu zwiedzenia domu i legendarnego ogrodu Claude’a Moneta. Zdążyliśmy na szczęście nacieszyć oczy urokami miejsca, po czym zalegliśmy w łóżku zaraz po powrocie do Polski. Było warto.
Paryż Paryżan
Kiedyś przeczytałam jak ktoś polecał aby rozpocząć zwiedzanie Paryża w późnych godzinach, gdy noc spływa na miasto, bo wówczas wygląda najokazalej i robi osobliwe wrażenie. Kryje się za tym jeszcze jeden powód i zaraz spieszę z wyjaśnieniem. Rekomendacja eksplorowania zaułków po zmroku ma zapewne odniesienie do większości miast. To wtedy ujawnia się pewna magia, która chwyta za serce; robi się tajemniczo, przytulnie, romantycznie bądź imprezowo – oczywiście w zależności od sytuacji i towarzystwa.
Woody Allen w „O północy w Paryżu” proponował dodatkowo Paryż w deszczu. Na pewno potęguje to subtelne wrażenie – ja pod parasolem zwiedzałam Cmentarz Père Lachaise i naprawdę cieszyłam się, że właśnie wtedy siąpiło – ale może przy okazji… czyszczą się ulice! Stolica Francji bowiem do porządnych pod tym względem nie należy, więc i zwiedzanie w ciemnościach może faktycznie przyćmić pewne mankamenty. Na porządku dziennym są chociażby petowiska przy krawężnikach i trzeba to zaakceptować lub udawać, że ich nie ma. Przykry jest jednak widok młodej, ładnej dziewczyny w kawiarni, której nie przeszkadza popielniczka na stoliku koło łokcia i w związku z tym rzuca niedopałek na ulice, nie kontrolując nawet toru lotu.
A przechodząc w tym miejscu płynnie w nowy temat – Paryżanie uwielbiają siedzieć w kawiarniach i są tam zawsze. Popijają kawkę, zajadają lunch lub sączą wino. W pojedynkę, w parach lub z dziećmi. Stoliki kawiarniane z reguły ustawione są w rzędach i zwrócone w stronę ulicy, tak że goście stanowią swoistą widownię, a przemieszczający się po ulicy przechodnie aktualny repertuar. Gdy mieszkaliśmy na Montmartre, upodobaliśmy sobie sceny z życia nad stacją metra Lamarck Caulaincourt. Można było poczuć się przez chwilę jakby się tam mieszkało od zawsze, naturalnie do momentu gdy przychodziło płacić rachunek – wówczas nadchodziło otrzeźwienie, że Ojczyzna jest jednak gdzie indziej.
Jeśli chodzi o samych mieszkańców stolicy Francji, na tyle ile jako turystom zdarzyło nam się z nimi obcować, mamy raczej pozytywne odczucia. Kilkakrotnie ktoś zaczepił nas na ulicy gdy staliśmy zdezorientowani z mapą w ręku oferując swoją pomoc. Staruszek w parku koło kościoła Saint Germain ostrzegał przed gołębiami, „które mogą spuścić niebezpieczny desant na siedzących na ławce”. Pan w sklepie na rogu zachęcał codziennie do nauki francuskiego oraz koniecznie kazał zobaczyć panoramę Paryża spod Bazyliki Sacré-Cœur nocą. A inny Pan, który z sukcesem wspiął się po zdających się nie kończyć schodkach na Montmartre, próbował podzielić się ze mną informacją, że się bardzo zmęczył. Wszystkie takie małe sytuacje budują miłe wspomnienia.
Chyba jeszcze tam kiedyś wrócę…
Suplement: Na Montmartre dobrego szampana kupimy przy 43 rue des Abbesses w „La Cave des Abbesses” 🙂
I jak Ci się podoba taka wizja Paryża? Jeśli jeszcze Ci mało, zachęcam do przeczytania relacji Diany, w której znajdziesz wiele przydatnych informacji.
A może byłaś we Francji i chcesz się podzielić wrażeniami? Zapraszam do kontaktu za pomocą formularza po prawej stronie bloga.
26 odpowiedzi
Jak dobrze przeczytać coś pozytywnego o Paryżu po lekturze artykułu Karoliny 😉
Równowaga w przyrodzie musi być 🙂
W dobrym momencie się ta relacja pojawiła 🙂
hmmmm serio tak nagrzeszyłam tym wpisem? 🙂
Może aż tak baardzo to nie, ale jednak równowaga musi być 😉
Powiem tak – można by się rozwinąć i w jedną i drugą stronę. Trzeba gdzieś znaleźć balance. Moja relacja czystości miasta ograniczająca się tylko do zwrócenia uwagi na petowiska, co po niektórym może się nawet wydawać wyidealizowana. Nie zapominajmy na przykład o metrze! 🙂 Ale z drugiej strony metro w „Amelii” było taaakie urocze. Trzeba w pewnym momencie, w tym zgiełku i tłumie odkryć coś wyjątkowego z własnej perspektywy. Nazwać to doświadczeniem obcowania z inną kulturą, możliwością zetknięcia z wielką historią sztuki albo nawet bajzlem turystycznym. Jak kto woli. Nigdy nie zapomnę jak w ciągu dnia próbowaliśmy z mężem zlokalizować za dnia w „słynnej” dzielnicy Lizbony Barrio Alto,, opisany w przewodniku znany klub Fado. Znaleźliśmy. Afiszu prawie żadnego. Śmierdziało sikami dokoła. Ale we wnętrzach tego samego lokalu w nocy słuchałam jak śpiewa na żywo Lenita Gentil. Nie wiedziałam o czym śpiewa. Ale płakałam i płakałam. I tam też chciałabym kiedyś wrócić 🙂
Jest takie powiedzenie „Nie szata zdobi człowieka” czy jakoś tak. To samo można powiedzieć w tym przypadku. Może i w Paryżu są miejsca, które nie grzeszą czystością, ale takie kluby o jakich piszesz i ich klimat wynagradzają wszystkie niedogodności 🙂
jaki słodki nagłówek bloga 🙂
Dziękuję w imieniu autorki 🙂
świetna relacja z mojego ulubionego miejsca w Paryżu !
Wychodzę z założenia, że na świecie nie ma miast idealnych. Praktycznie wszędzie znajdą się urokliwe miejsca, które potrafią człowieka w sobie rozkochać do upadłego, podczas gdy dwie przecznice dalej możemy bać się przejść z powodu zwykłego ,,meliniarstwa”. Tak samo jak zróżnicowana jest struktura społeczeństwa, tak i realia miasta. Chodzi więc o to, by poruszać się po dzielnicach cieszących oko i duszę, a takich z pewnością jest w Paryżu mnóstwo 🙂 A niedogodności w postaci śmieci czy nieprzyjemnych zapachów? No cóż, czasem trzeba na niektóre rzeczy przymknąć oko i skupiać się na tym, na czym warto zawiesić wzrok i co nam wynagrodzi wszelkie minusy 🙂
Relacja Sylwii z pewnością przyda się każdemu miłośnikowi sztuki malarskiej. No i pozostawia naprawdę uroczy obraz Paryżan, którzy nie boją się kontaktu z nieznajomymi. No ale nic dziwnego, w końcu są nimi co rusz otaczani.
Bardzo dobre założenie 🙂 gdyby tylko każdy takie miał, to nie słyszelibyśmy ciągłego narzekania. Szczególnie my, Polacy jesteśmy w tym sporcie nieźli 😉
Ja też mieszkałam przy metrze Lamarck – Caulaincourt 🙂 Przy fantastycznej uliczce, która ukazana jest na połowie pocztówek 🙂 Co ciekawe, Sylwia opisałaś małe „zaciszne”, jak je nazwałaś, muzea, ja nie byłam w żadnym z nich, bo przy kilku dniach w Paryżu postawiliśmy na klasykę i na Luwr (nadrobię następnym razem), bo ja też tam wrócę 🙂
A może mieszkałyście tam w tym samym czasie? 😉
🙂 Ja w kwietniu br 🙂
@opolnocywparyzu:disqus a Ty?
Ja bylam pod koniec lipca tego roku. Wiec troche sie minelysmy 🙂
Do Paryża muszę się kiedyś wybrać choćby nie wiem co – nie widzę innej opcji. 🙂 I mimo, że opinie na temat tego miasta krążą różne, to chcę tam pojechać i na własnej skórze przekonać się jak to jest. 🙂
Dobre podejście- każdy ma własny gust i nie wszystkim musi się podobać to samo 🙂
Paryż to jedno z miejsc, które jest w moich planach podróżniczych. Dzięki tej relacji mam ochotę tam pojechać jeszcze bardziej 🙂
Życzę w takim razie żebyś mogła te plany szybko zrealizować! A później może również podzielisz się z nami swoją relacją? 😉
Byłem tylko raz w Paryżu i mię trochę rozczarował, bo nastawiłem się, że zastanę tu wiele zabytków jakich można zastać w miastach włoskich.Wówczas żyłem tylko językiem włoskim i kulturą Włoch. Od 3 tygodni uczę francuskiego a za 2 tygodnie zaczynam studia francuskiego od podstaw. Dlatego następny wyjazd planuję do Francji. W mojej grupie studiujących są same dziewczyny. Dlaczego mężczyźni nie uczą się takich języków jak francuski czy włoski?
Niestety sama nie znam odpowiedzi na to pytanie. Ale często je sobie stawiałam podczas studiów- na roku miałam (na początku) ok. 60 osób i w tym tylko 3 panów. A do końca studiów dotrwał tylko jeden z nich. W pozostałych rocznikach nie było lepiej a nawet powiedziałabym, że u nas i tak było mężczyzn sporo bo zwykle nie było ich wcale lub był jeden rodzynek 🙂
A może dlatego, że mężczyźni są bardziej praktyczni, i jak już chcą się uczyć, to uczą się takich języków jak: angielski, hiszpański czy chiński.
Możliwe, że jest tak jak piszesz. Podpytam znajomych mężczyzn jaki język by wybrali i dlaczego nie francuski 😉
Ja im zazdroszczę takiego spokoju…uciechy z życia. U nas tego nie ma – mam wrażenie, że w Polsce większość ludzi gdzieś pędzi…
To prawda, chociaż i u nas zaczyna się to powoli zmieniać na lepsze.
Komentowanie zostało wyłączone.