W miasteczku, o którym pisze dziś dla Was Krystyna, byłam w 2012 roku, podczas wyjazdu organizowanego przez moją szkołę. Zakochałam się w nim i mam nadzieję, że jeszcze będę miała okazję tam wrócić. Na razie pozostają mi wspomnienia i zdjęcia oraz takie relacje jak ta.
Zakwasy. Czy kiedykolwiek spodziewałam się, że wspominając pobyt we Francji, będę myślała o zakwasach? Nie. Na szczęście nie są to moje jedyne wspomnienia. Przypominam sobie współlokatorkę, Angielkę. Dość ciekawą rozmowę łamaną angielszczyzną z pewną Hiszpanką. Czas spędzony wspólnie z dziewczynami z Łotwy. Kamienistą plażę nad oceanem. Rozmowy po francusku z gospodynią. Ciężki bretoński akcent gospodarza (że też ja go w ogóle rozumiałam… !). Córkę gospodarzy, od której dowiedziałam się, że życie zaczyna się po trzydziestce (wtedy jej nie wierzyłam, dzisiaj wiem, że mówiła prawdę). I oczywiście wieczór na wariata spędzony w Paryżu, całkowicie przypadkowo, bo miałam już wracać do domu, ale w samolocie zabrakło miejsc, więc linie lotnicze w ramach rekompensaty podarowały mi lot następnego dnia, pokój w hotelu i… zafundowały noc w Paryżu.
Może jednak wrócę do początku. Zaczęło się od informacji o programie Grundtvig. Nie, nieprawda. Zaczęło się dużo wcześniej. Wiele lat wcześniej. Od dziewiętnastowiecznych powieści, których bohaterowie posługiwali się językiem francuskim na salonach. Skoro oni mogli – ja też chciałam, zatem od początku wiedziałam, że będę uczyć się języka francuskiego. Potem poszukałam możliwości wyjazdu do Francji, chociaż na trochę, i gdy rzeczywiście poczułam się gotowa – pojawił się program Grundtvig i zapisy na dziesięciodniowe warsztaty we Francji w uroczym bretońskim miasteczku Quimper.
Wiecie, że we Francji tańczyłam? Naprawdę. Podczas festiwalu muzyki bretońskiej pewien młody Francuz uczył mnie kroków regionalnego tańca. A warsztaty, na które się zapisałam, były warsztatami tańca nowoczesnego. Słaba ze mnie tancerka, bez doświadczenia, ale we Francji wszystko okazało się możliwe. Tańczyłam na ulicy i na sali ćwiczeń. Tańczyłam publicznie na przedstawieniu zamykającym warsztaty.
Co pozostało mi z tego wyjazdu? Garść wspomnień. Kilka zdjęć. I… mała urocza torebka. Taka chic.
O swoim pobycie we Francji opowiedziała Krystyna Bezubik – dr literaturoznawstwa, pisarka, autorka programu kursów „Piszę, bo chcę” i książki: „Piszę, bo chcę. Poradnik kreatywnego pisania”. Prowadzi blog: www.piszebochce.pl.
Jeśli zauroczyło Cię Quimper oraz wytwarzana tam ceramika tak samo jak mnie, polecam odwiedzić blog Kasi, która opisała jak powstają te gliniane naczynia charakterystyczne dla tego miasteczka.
A jakie inne produkty, wytwarzane w Bretanii, znasz?
11 odpowiedzi
Świetna przygoda 😉 aż chce się odwiedzić Bretanię 😉
To prawda 🙂
Brzmi znajomo, Quimper! Znam już z innych blogów 🙂 Ja niestety jeszcze się tam nie udałam, ale wszystko przede mną!
Jeśli będziesz miała okazję, koniecznie odwiedź Quimper! Warto!
Chciałabym się tak zgubić w małych francuskich miasteczkach…
Małe francuskie miasteczka potrafią być bardzo urokliwe 😉 ale i w Paryżu i innych większych miastach znajdziemy takie spokojne miejsca..
ah jeszcze tyle pięknych miejsc do zobaczenie przede mną 🙂
Wstyd sie przyznac…. Jeszcze tam nie bylam… :/
Justyna, jedź koniecznie przy najbliższej okazji!
Ula, bardzo dziękuję za podlinkowanie mojego wpisu! 🙂 Uwielbiam spacerować po Quimper, nigdy mi się ta starówka nie nudzi i za każdym razem się nią zachwycam. Zabawna sprawa- jak na nasze standardy, Quimper można faktycznie określić bardziej jako miasteczko niż miasto, ale spróbuj tak powiedzieć przy Bretończykach! Przecież to siedziba prefektury! 😉 Przez to, że w Bretanii nie ma wielkich miast, Quimper należy już do grona tych większych. Mam nadzieję, że kiedyś się tam spotkamy przy kawie, pokazałabym Ci moje ulubione miejsca (i może sklepy też, skoro najwyraźniej tak jak ja lubisz 'praktyczne’ pamiątki z podróży? 😉 )
Sklepy też chętnie odwiedzę 🙂 tylko moja kieszeń może tego nie przetrwać 😉
Komentowanie zostało wyłączone.